poniedziałek, 26 stycznia 2009

Modlitwy uczymy się; modląc się !

Modlitwy uczymy się; modląc się jak powiedziała Matka Boża.

Modlitwa jest też łaską. Jeśli mogę to spróbuję opisać moje osobiste doświadczenie związane z modlitwą. Kiedy byłem pierwszy raz w Medziugorje, miałem ogromną łaskę być na objawieniu Matki Bożej. Było to objawienie, które miała Marija Pavlović- Lunetti w kaplicy, która jest koło jej domu w Medziugorje. W tej małej kaplicy będąc tak blisko Matki Bożej byłem tak szczęśliwy jak nigdy w życiu. Po powrocie do domu przez sześć miesięcy moja modlitwa była cudownym spotkaniem z Bogiem. To było bardzo silne odczucie obecności Boga i Jego Miłości. Ale po sześciu miesiącach coś nagle zaczęło gasnąć. Nie mogłem pojąć, co się dzieje. Pytałem siebie, Boga, Matki Bożej, co źle robię w moim życiu, że nie doświadczam już Boga w modlitwie tak jak dotychczas!? Było to dla mnie wielkim bólem.

Po pewnym czasie pojechałem do Częstochowy. Byłem do spowiedzi i opowiedziałem Kapłanowi w konfesjonale o moich problemach w modlitwie. W czasie rozmowy powiedziałem mu o tym, co wydarzyło się w Medziugorje. Ksiądz powiedział z uśmiechem; a teraz to ja wszystko rozumiem. To, co otrzymałeś w Medziugorje było „cukierkiem”, który Pan Bóg ci dał. Potrzebowałeś go jak dziecko, aby wytrwać w modlitwie.

 I jeszcze jedno świadectwo, to była z tego, co pamiętam chyba trzecia moja pielgrzymka. Od początku tej pielgrzymki nie potrafiłem odnaleźć pokoju i miłości, który zawsze wcześniej odczuwałem na tym miejscu. Kiedy Ivan miał objawienie koło „Niebieskiego Krzyża” byłem zaraz obok… a w sercu zupełna pustka… nic!!! Mówiłem Mateńko nie mogę Ci ofiarować na tej pielgrzymce nic, tylko te puste modlitwy. Modlitwy odmawiane praktycznie z przymusu bez radości. Wydarzyło się jeszcze coś, co jeszcze bardziej wzmocniło poczucie smutku. Poszliśmy w ostatni wieczór pod „Niebieski Krzyż”. I tam na miejscu dziewczyny, które były z nami doświadczyły ataku złego (Nie będę pisał szczegółów, bo to dotyczy innych osób). Pamiętam, że złapaliśmy się za ręce, zaczęliśmy odmawiać różaniec, modlitwę do św. Michała Archanioła, i modlitwę „Potężna Niebios Królowo…” i wszystko ucichło. Ale pozostał w sercu jakiś smutek.

Starałem się to wszystko oddawać w modlitwie Matce Bożej. Rano śniadanie i po śniadaniu mamy wracać do Polski. Piętnaście minut przed odjazdem, czuję w sercu bardzo mocno, że muszę iść przed figurę Matki Bożej przy kościele. Idę do księdza i mówię; nie wiem, dlaczego ale zanim wyjedziemy muszę iść do kościoła. Ksiądz zmartwiony mówi nie zdążysz obejść, ale idź będziemy jechać autokarem koło kościoła to cię zabierzemy. Pamiętam, że idąc, już w czasie drogi płynęły mi łzy z oczu. Kiedy doszedłem do figury. Ogarnęła mnie ogromna Miłość. Miłość, która sprawiła, że nie chciałem już żyć na tym świecie, ale chciałem być już z Bogiem z Maryją. I w tym momencie popłynęły słowa do mojego serca: „Dziękuje ci że ofiarowałeś mi to wszystko” Pamiętam, że jeszcze długo w autokarze płynęły mi łzy… łzy radości. Myślę, że istotne jest, aby mieć pragnienie dobrej modlitwy i trwać nawet, kiedy ona wydaje się być „pustynią”

pielgrzym